Do licha ciężkiego, kiedy się wreszcie ludziska nauczą odróżniać prawdziwych chrześcijan, faktycznie realizujących w życiu fundamentalne założenia tej wiary, od zwykłych fałszywych dewotów, z których tacy chrześcijanie, jak z bolszewików demokraci i orędownicy wolności? Tacy "prawdziwi katolicy", jak zakonnice z owego filmu, albo nasi rodacy, czczący biznesmena przebranego za księdza (panie Rydzyk, kto panu w ogóle święceń kapłańskich udzielił?), w ogóle nie zasługują na miano chrześcijan.
Gorzej, że przez to, że istnieją takie przypadki, pojawia się tendencja do potępiania katolików jako ogółu. Równie łatwo ludzie zapominają, że podstawowe założenia chrześcijaństwa stoją w absolutnej sprzeczności z tym, co u nas robią moherowe berety i inni "prawdziwi katolicy", albo siostry magdalenki w filmie.
Jestem chrześcijanką i obejrzałam "Siostry magdalenki". Jestem wstrząśnięta. Ale chyba, Doroteuszu, nie będzie mnie ani innych chrześcijan osądzał na podstawie tego filmu! To, że siostry nie "wywiązały się" ze swego powołania nie oznacza, że wszyscy to robią. Twoja krótka wypowiedź obrazuje, jak światem rządzą stereotypy.