PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=823612}
3,5 865
ocen
3,5 10 1 865
Darlin'
powrót do forum filmu Darlin'

- Kiedy zaakceptujesz fakt, że tu nie rządzisz?
- Kiedy zaczniecie myśleć o pacjentach, nie o Kościele.
To zaraz na początku filmu i w wymianie tych dwóch zdań mieści się cała filozofia opowiadanej historii.
Rzecz się dzieje w Irlandii. Oczywiście w tej katolickiej i współcześnie (wszyscy mają komórki). Dzika matka przyprowadza z sobie znanych powodów dziką (nie chcę spojlerować), nastoletnią córkę (choć to tylko domniemanie nasuwające się samoistnie widzowi) pod szpital. Tam, pochwycona i uśpiona przez zły personel zostaje przekazana bez jakichkolwiek formalności do ośrodka dla dziewcząt prowadzonego przez siostry zakonne. Zapomnijcie o przemianach jakie zaszły w Irlandii w ciągu ostatnich trzech dekad. Z filmu wynika, że dalej rządzą tam „Czarni” a w dzikim, zacofanym i zdominowanym przez papistów kraju można bez jakiejkolwiek reakcji ze strony kogokolwiek, służb, państwa, czy Marsjan – de facto bezprawnie uwięzić dziecko w Domu dla dziewcząt im. Świętej Filomeny po czym się nad nim znęcać. Mamy drażnienie małej w klatce z użyciem kija, przez biskupa to filmującego. Typowy jest też zestaw praktyk sióstr, które (po tym, gdy sobie już wciągną kokainę, o czym jest przy okazji mowa) z imieniem Jezusa na ustach karzą nastolatki za winy prawdziwe i urojone w sposób fizyczny i psychiczny. Kary i znęcanie się stanowią przewodni motyw filmu, jeśli nie liczyć molestowania ze strony biskupa, ale tego nie muszę chyba dodawać. To oczywiste. Szczęśliwie na pomoc małej rusza dzika, krewka mama, która po niewczasie z sobie tylko znanego powodu zmienia zdanie postanawiając odzyskać córkę. Jedną z pierwszych ofiar pada, rzecz jasna, otyły, zły lekarz o mentalności żula, który pomógł „przehandlować” dziecko oddane w szpony sióstr i biskupa.
Po tych emocjonalnych makabreskach mamy pięć minut wytchnienia. Mama podczas tropienia wzmacnia się wodą ognistą pozyskaną od bezdomnych kobiet. Te ostatnie, reprezentowane przez gang krzepkich niewiast 60+, udzielają zresztą mamie każdego innego, wymaganego wsparcia dzięki czemu finał historii nabiera odpowiednio krwistego zabarwienia. Córka uczy się Biblii i podstawowych obowiązków a w obliczu objawów ludzkiego traktowania ze strony jednej z sióstr – nawet zaczyna się regularnie modlić. Widz jest przez to przez chwilkę zdezorientowany i nie wie co jest grane. Spokojnie. To tylko dwuminutowa podpucha. Po niej wkracza do akcji biskup-dewiant ze swoimi kazaniami (i praktykami), więc obraz na nowo nabiera ostrości.
Nie zdradzę finałowych scen filmu. Niech starczy informacja, że Krzysztof Pieczyński byłby zachwycony.
Uwaga dla wytrwałych – po napisach końcowych mamy jeszcze jedną krótką sekwencję filmowaną w formie długiej, pojedynczej sceny. Może miała rozładować napięcie i bagaż jałowej przemocy jaką poprzetykany jest cały film. Tyle, że umieszczona po liście płac, pozostanie niezauważona przez 99% widzów.

Mam wrażenie, że jakby Pollyanna McIntosh, tu wchodząca już nie tylko w rolę aktorki, ale i reżysera - odleciała w swoich fobiach odreagowując je poprzez przeniesienie na ekran. Film to zresztą (w pewnym sensie) jakby rodzaj kontynuacji względem „The Woman” z 2011 r. choć oczywiście kontynuacji mocno rozwodnionej. W „The Woman” McIntosh zagrała identyczną rolę. Kto oglądał ten wie, co mam na myśli.

Trudno jest mi Wam przekazać coś głębszego w temacie jakości ról aktorskich, muzyki, czy montażu. Ideologia tak dalece dominuje w opowiedzianej historii, że cała reszta schodzi od pierwszej sceny na plan dalszy. Nie znaczy to, że mamy do czynienia z jakimś totalnym gniotem. Zakładam, że film znajdzie swoich sympatyków, jeśli nie wręcz żarliwych obrońców. Mnie odepchnęła narastająca w kolejnych scenach głupota i bezmyślny przekaz bez jakiegokolwiek silenia się na głębszą narrację. Tyle, że może to po prostu nie jest obraz adresowany do mnie. Usiadłem obejrzeć sobie horror. W końcu tak film zapowiadano. Tymczasem dostałem coś na kształt kolejnego apelu Małej Grety od klimatu, która zresztą przypomina główną bohaterkę filmu. Minami, zaciętością, grymasem i częstym samo wnerwianiem się.
Postać biskupa, kluczowa dla fabuły, pokazano w typowy sposób. Wyrachowany i cyniczny. Z parciem na hajs, rozmodlony w maksymalnie karykaturalnym wydaniu. Rzecz jasna molestujący dziewczynki, ale to tak oczywiste, że chyba nie muszę o tym wspominać. Po dwóch krótkich scenach z jego udziałem, jedyne co widz ma ochotę zrobić, to dać mu z liścia po zdewociałej paszczy. A po czterech - reżyserowi, który zamiast nakręcić zjednujący klimatem thriller, czy straszący horror, poszedł na łatwiznę powielając męczące i opatrzone kalki. Tyle, że w tym przypadku reżyser to kobieta, więc przywalenie z liścia nie wchodzi w grę…
Jedyna jasna postać spotkana na swej drodze przez „dzikie dziecko” to idealny do bólu sanitariusz-gej, o którym wiemy, że padł ofiarą homofonii ze strony sióstr zakonnych, odmawiających jemu i partnerowi adopcji dziecka. Serio? Już nic lepszego nie dało się wymyśleć? Bracia Sekielscy byli by pewnie zachwyceni. Dodatkowo molestowanie wychowanek przez księdza wisi w powietrzu przez całe 1,5 h trwania filmu, a im bliżej końca, tym więcej go przy wszystkich możliwych ujęciach. Ja jednak odczuwam już po prostu znużenie katowany podobnymi schematami w obyczajach, komediach, thrillerach, filach wojennych, horrorach i w każdym innym gatunku filmowym.
Litości… Inaczej już się ról w filmie rozpisać się nie udało?
Siadam odświeżyć sobie „Seksmisję”, albo „Samych swoich”. Machulski z Chęcińskim pozwolą mi zatrzeć niesmak po Pollyannie McIntosh i jej fobiach.

ocenił(a) film na 4
jabu

Ta cała matka przyprowadziła dzikuskę pod szpital prawdopodobnie w celu usunięcia dziecka. Jedna córka umarła wcześniej podczas porodu w lesie.

ocenił(a) film na 4
JoaHa88

A z tego, że pół dziki człowiek żyjący w lesie nie potrafi przyjąć porodu, ale wie, że należy udać się do szpitala to niezła beka XD

ocenił(a) film na 1
JoaHa88


No niezła, niezła. Cały ten film jest niezły… Dzika matka, czarna (w sensie dosłownym) od brudu - od stóp do głów, na boso, z pazurami jak u chupakabry, łazi sobie po sklepach odzieżowych w centrum dużego miasta lub dokonuje inspekcji placów zabaw dla małych dzieci – to nie beka? Dlatego m.in. podsumowałem „Litości… Inaczej już się ról w filmie rozpisać się nie udało?”.
A Twój pierwszy komentarz całkiem trafny. Propagowanie aborcji w zawoalowany sposób? :-) Tyle, że tym przypadku dziką matkę zawiódł jej dziki, pierwotny instynkt, bo przyprowadziła córkę na zabieg do… katolickiej kliniki. A przecież chwilę przed wejściem zawiesili w holu wielki, wyraźny z daleka krzyż na ścianie, który rzecz oczywista, wypłoszył bezdomnego do spania w lesie na ławce.
Dla mnie to jaja jak berety. Tyle, że powinni uprzedzić, iż to nie horror a jakaś komedia, czy satyra.

Pozdrawiam,
jabu

ocenił(a) film na 1
JoaHa88

Mamy tam jeszcze jeden krypto przekaz, będący na bieżąco z obecnie lansowanymi trendami: nie jedzmy zwierzątek! Co najwyżej – samych siebie.

ocenił(a) film na 2
jabu

Ja wypowiem się krótko na temat tego filmu. Jest to idealnie pokazane zwierciadło patologii i społecznego zepsucia, z dodatkiem standardowym czyli przekazu dotyczącego kościoła, jako zła totalnego (a jakże) , nic juz się nie dało dodać, aby bardziej podładować widza ukierunkowanymi emocjami, nawet przekaz homofobii dało się tam upchnąć. Zastanawiam się czasami czy jeszcze doczekamy się czasów, kiedy film będzie miał przekaz wartościowy emocjonalnie, moralnie, dając jednocześnie głębię, pozwalającą na refleksję dotyczącą np wartości ludzkich, dylematów, trudnycj wyborów, czy ukazania świata, jako coś złożonego, nie czarno-białego, lecz całego spektrum jego rożnorodnosci. Filmy, które po obejzeniu pozostawiają nam jeszcze refleksję nad różnego rodzaju dylematami, kwestiami, ludzkimi problemami. Niestety mamy narastającą tendencję jak nie zwykłej głupoty, to wywrócenia wartości, zarówno moralnych jak i intelektualnych. Słowem mówiąc zamiast budować system wartości mamy system awartości i antykultury, przedstawianej jako postęp-progres, czy dawanie złudnego wrażenia odkrywania nowych obszarów intelektualnych.
Oczywiscie moim zdaniem film nie warty nawet takiej refleksji, ale za to jest jaskrawym przykładem, w którą stronę to idzie.

ocenił(a) film na 1
Philip79

No idzie, idzie, ale to też znak naszych czasów. Show business filmowy w każdym zakątku jest liberalny. Stany nie tylko nie stanowią pod tym względem wyjątku. Są tu wręcz liderem. Dodatkowo w kraju rządzą protestanci a krajową kinematografią kieruje w większości inna grupa, której nie wymienię, aby z miękkiego antysemity, którego już mi przypisano i udowodniono – nie przeistoczyć się w oczach krytykujących w twardego. No to kto dla nich stanowi najłatwiejszy, najwygodniejszy cel. Przecież nie spokojni Amisze.
Poza tym kościół katolicki w Stanach od początku istnienia państwa był zawsze zdominowany przez Irlandczyków. Ciekawie i obrazowo opisał to poprzez przykłady i celne wtręty nasz Jan Lechoń prowadzący podczas wymuszonej emigracji w Stanach bezcenny z naszej perspektywy dziennik, którego prowadzenie zalecił mu psychiatra na odpędzenie myśli samobójczych. Finalnie się niestety nie udało, ale potomni dostali trzy tomy świetnego przekroju amerykańskiego społeczeństwa, w tym także jego katolickiej, raczej wyraźnie zdeklasowanej mniejszości. I Polaków, których w tym Kościele nie ma oraz Irlandczyków, którzy w nim (we władzach i w czynnikach decyzyjnych) królują.
Reasumując – wszystkie afery, prawdziwe i urojone, katolickiego kościoła irlandzkiego znalazły swoje przełożenie w Stanach. Większość dotyczyła molestowania kleryków i praktyk homoseksualnych, ale filmowców, z oczywistych względów bardziej interesowały (i interesują) afery pedofilskie, gdzie ofiarami były dzieci a sprawcami nie byli geje.
Film który obejrzeliśmy się po prostu nie tyle w to zainteresowanie wpisał, co jego twórcy postanowili uszczknąć dla siebie kawałek tortu i być tych afer beneficjentami. Oczywiści oficjalnie głoszono, że to głęboki obraz naświetlający problemy społeczne. I niektórzy to łykają jak gęsi.
Zwróć proszę uwagę na pewną prawidłowość, która mi się rzuciła w oczy, gdy tylko wszedłem na mój ulubiony, amerykański IMDb. W wątku poświęconym filmowi, ocenionemu tam minimalnie wyżej niż u nas na FW, pojawiło się z początku kilka opisów czy recenzji, prawie bez wyjątku mu nieprzychylnych. Że gniot. Że tendencyjny. Że zero kreatywności. Że chwilami całkiem bez sensu. Że nie horror a antykatolicki paszkwil. I tak dalej… Gdy się już ich trochę uzbierało i gdy współgrały z ogólną oceną filmu na IMDb, podpowiadając nie oglądającemu a wahającemu się czy oglądać, że to jakiś gniot – pojawili się entuzjaści filmu. Tytułem utrzymania za wszelką cenę równowagi i wywindowania filmu w górę, przynajmniej w działce opisów i recenzji, zaczęli go chwalić. Ale prześledź treść tych pochwał. Nie eksponują np. dobrej fabuły, scenariusza, nie chwalą gry aktorskiej czy muzyki skomponowanej na potrzeby filmu. Przeważają pochwały w stylu: „lubię filmy obnażające grzechy kościoła katolickiego”, „śledzę uważnie wszystkie tego typu filmy, gdyż są ważne i potrzebne społecznie”. „uświadamiającego przekazu tego filmu nie sposób podważyć”. I tak dalej. Ciekawie się to czyta. O samym filmie niewiele. Więcej o przesłaniu w które się film wpisuje i o samej potrzebie kręcenia podobnych filmów.
Dlatego napisałem, że film wpisuje się w znak naszych czasów. Nie ważne czy jest dobry. Ważne, że w prosty sposób pokazuje kto jest najbardziej zły i szkodliwy na tym świecie. Twórcy robiąc go mogliby odwalić jeszcze większą fuszerkę i upichcić jeszcze większy gniot. To bez znaczenia. Przekaz bardzo słabego filmu i tak go uratuje, bo obrońcy skupią się na tym biskupie pedofilu a nie na jednym wielkim stygmatyzującym stereotypie jakim jest sam film.

Pozdrawiam,
jabu

ocenił(a) film na 2
jabu

Rzecz się dzieje Ohio, USA. Kręcili w Baton Rouge i okolicy (Louisiana, USA)

ocenił(a) film na 1
walus1981


Ja pierniczę. Nie wiedziałem, że katolicy tak kręcą Ohio. Wydawało mi się, że nawet samych tylko baptystów jest tam więcej. A tak na poważnie – tak, już się zorientowałem. Czytałem przecież kiedyś „The Woman” Jacka Ketchuma a wzmiankowany film to zdaje się końcówka całej ekranowej trylogii opartej w sumie na tej książce. Ale to było z dekadę temu, więc teraz, po fakcie skojarzyłem.
Po prostu zmyliło mnie to, że w strefie zdominowanej przez protestantów i liberałów można wymyślić taką wszechwładzę papistów, bez ingerencji czy kontroli rządu, wyznaczonych służb, całego aparatu nadzorczego który rozbudowano w Stanach w ciągu ostatnich pięciu dekad.
Ale OK. to jedynie film, mający zresztą za główny cel stygmatyzujący przekaz ideologiczny (wg mnie, można się z tym rzecz jasna nie zgadzać).
Nie powinienem się też temu dziwić. Nowojorczyk, rozmiłowany w twórczości Jerzego Kosińskiego i Ernesta Hemingwaya, niepraktykujący protestant mógł w sumie wziąć na cel tylko jedną społeczność. Zastanawia mnie bardziej ten podany przez Ciebie stan Ohio. W książce akcja działa się chyba na samym północno-wschodnim cypelku USA – w stanie Maine. Ohio od Maine dzielą cztery inne stany, ale to chyba w tym wszystkim już najmniej istotne.
Niemniej - dziękuję za sprostowanie.

Pozdrawiam,
jabu

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones